Piotr Gawor

 

Pod jednym dachem
z cierpieniem i słabością
 

Rozważania Drogi Krzyżowej

podczas rekolekcji wiosennych 

Stowarzyszenia Rodzin Katolickich 

Diecezji Gliwickiej

 


 
 
Klecza, (23 – 25) marca 2012 r.
 

Wprowadzenie

Program duszpasterski bieżącego roku kościelnego upływa pod hasłem Kościół naszym domem. W adwencie próbowaliśmy przygotować dom dla Pana. W okresie Bożego Narodzenia zastanawialiśmy się jak można (trzeba?!) zamieszkać w domu z Panem. Teraz w Wielkim Poście czas na uświadomienie sobie, a może raczej przypomnienie, że cierpienie i słabość są z nami pod jednym dachem. Cierpienie i słabość jest wpisana w naszą egzystencję, w nasz dom; również w Kościół.

Cofnijmy się na wstępie rozważania Drogi Krzyżowej do modlitwy Jezusa w Getsemani. To tam, z ludzkiego punktu widzenia, zapadła decyzja o wejściu na tę Drogę; decyzja podjęta w modlitwie i trwodze (krople potu gęstego jak krew spadały na ziemię (Łk 22,44)). To tam Jezus-człowiek (a jednocześnie Bóg) zdecydował się na podjęcie cierpienia i słabości. To drugie fiat towarzyszące Jego życiu stało się podstawą najważniejszej sprawy w życiu każdego z nas – zbawienia. To była wolna decyzja człowieka. Była na tak, ale skoro wolna, to mogła być również decyzją na nie. Spróbujmy podążając tą dzisiejszą Drogą Krzyżową wyobrazić sobie, co by było, gdyby decyzja w Getsemani była na nie.

Panie Jezu! Boże Żywy! Staramy się ogarnąć wielkość tego, co dla nas zrobiłeś. Najczęściej przekracza to naszą zniewoloną problemami codzienności wyobraźnię. Cierpienie i słabość oddala widzenie perspektywy zbawienia. Trudno słowami wyrazić nie do końca uświadomioną należną wdzięczność.

„Wybacz. Przy tak wielkich sprawach nie dziękuje się. W milczeniu rozważa się z pełnym zachwytem.” (ks. Włodzimierz Sedlak: Technologia Ewangelii)

Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami.

+
Stacja I – Wyrok
Kłaniamy Ci się Panie Jezu Chryste i błogosławimy Ciebie
Żeś przez krzyż i mękę swoją świat odkupić raczył.

Podejrzenia, oskarżenia, śledztwa, przesłuchania, sądy, wyroki… Człowiek usiłuje osądzić drugiego człowieka, wymierzyć sprawiedliwość. Tak się mówi: wymierzyć. Wymierzyć coś, co jest właściwie niemierzalne, odczuwane przez każdego inaczej.

Gdyby wtedy w Ogrojcu decyzja była na nie, cóż by się działo w sądach, prokuraturach?

Już w czasach Jezusa mieliśmy próbkę. Był w pewnym mieście sędzia, który Boga się nie bał i nie szanował ludzi (Łk 18, 2); z pełną świadomością, nawet się tym chełpił. Mało to takich sędziów i całych sądów jest dzisiaj? Mało to krzywdy wyrządzają niewinnym ludziom w imię wymierzania sprawiedliwości?

I gdyby Jezus wtedy, w Getsemani, powiedział sobie: nie, nie dam rady przejść tej Drogi, to gdzie człowiek skrzywdzony przez tendencyjne sądy mógłby się odwołać, gdzie miałby szukać ucieczki przed rodząca się w nim i degradującą go nienawiścią, z której tylko szatan miałby radość?

Chrześcijaństwo nie jest dla mięczaków. Jezus stoczył w Ogrojcu walkę ze słabością właściwie tylko po to, by zahartować się do walki z cierpieniem – przy tej stacji z cierpieniem niewinnego człowieka, skrzywdzonego ustawionym wyrokiem śmierci, i to śmierci krzyżowej.

Chrystusie! Który w przeciwieństwie do człowieka „od razu dostrzegasz winę, nie musisz się zastanawiać” (Hi 11,11),  pomóż sędziom wzbudzić w sobie bojaźń Bożą i szacunek dla ludzi, a nas uchroń przed niesprawiedliwymi wyrokami i wyrachowanym osądzaniem drugiego człowieka.

Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami.

 

+
Stacja II – przyjęcie krzyża
 Kłaniamy Ci się Panie Jezu Chryste i błogosławimy Ciebie
Żeś przez krzyż i mękę swoją świat odkupić raczył.

Krzyż jest znakiem cierpienia. Nie może być inaczej skoro Jezus wziął go na ramiona i niósł. W cierpieniu pod znakiem krzyża odnajdujemy jednak sens – wyznacza go perspektywa zbawienia. Zamieszkując z cierpieniem pod jednym dachem, wierzymy, że krzyż pełni rolę podpory tego dachu. Wierzymy, że w chwilach, gdy cierpienie dociera do granic wytrzymałości lub nawet je przekracza, podtrzymywany krzyżem dach nie zawali się, a dom pozostanie domem. Pozostanie schronieniem. Ktoś spyta: przed czym? Czy może być coś jeszcze gorszego niż cierpienie przekraczające granice wytrzymałości?

Wiem, że odpowiedź twierdząca może brzmieć wiarygodnie tylko w ustach kogoś, kto takiego cierpienia doznał. Ja nie doznałem i we własnym imieniu nie mam prawa już nic dodawać.

Ale mam prawo, mało – mam obowiązek powołać się na człowieka, który to cierpienie nadludzkie świadomie przyjął i decyzję okupił kroplami potu gęstego jak krew, a samo cierpienie śmiercią.

I dlatego dom, pod którego dachem wspartym na krzyżu mieszkamy z cierpieniem i słabością, pozostaje schronieniem przed czymś gorszym niż nadludzkie cierpienie. Tym czymś gorszym jest zwątpienie i rozpacz.

Gdyby decyzja w Getsemani była na nie, a krzyż byłby tylko narzędziem okrutnej tortury, to dach domu runąłby, grzebiąc nas i nasze nadzieje… 

Cierpiący Zbawicielu!
Miej miłosierdzie dla nas i całego świata.
  
 Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami.

 

+
Stacja III – pierwszy upadek
Kłaniamy Ci się Panie Jezu Chryste i błogosławimy Ciebie
Żeś przez krzyż i mękę swoją świat odkupić raczył.

Upadek jest konsekwencją słabości, albo raczej niedostatku siły.

Jak bardzo ludzki jest Jezus upadający pod krzyżem! Zdobywamy się na współczucie, stać nas na empatię rozważając upadki maltretowanego człowieka. Tym bardziej, że dotyczą niewinnego, dobrego człowieka. Dotyczą Wcielonego Boga, który przyszedł na ziemię dla nas i zechciał pozostać z nami – w swoim Kościele, określanym jako Jego Mistyczne Ciało. To Mistyczne Ciało jest (ma być) naszym domem. Pod dachem tego domu, w Kościele, również jest miejsce i na słabość i na cierpienie. Czy stać nas na empatię z cierpiącym wskutek słabości ludzi Kościołem i utożsamiającym się z nim Chrystusem?

Pierwszy wielki upadek ludzi Kościoła miał miejsce około tysiąc lat po upadkach na Drodze Krzyżowej. Rok 1054 – schizma wschodnia. Pierwszy wielki rozłam. Patriarcha Konstantynopola (Michał Cerulariusz) i papież (Leon IX) nakładają na siebie wzajemnie ekskomuniki. Niepomni na ostatnią modlitwę Jezusa, w której błagał o jedność. Trzeba było czekać dziewięć wieków (do 1965 roku) na udana próbę porozumienia, braterski pocałunek patriarchy Atenagorasa I i papieża Pawła VI i zniesienie wzajemnych ekskomunik. Dziewięć wieków cierpienia Chrystusa! Ekskomuniki wprawdzie zdjęto, ale do jedności jeszcze daleko. Cierpienie trwa.

 
Pragnący jedności Chrystusie!
 
Miej miłosierdzie dla nas i całego świata.
 

Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami.

 

+
Stacja IV – spotkanie z Matką
 Kłaniamy Ci się Panie Jezu Chryste i błogosławimy Ciebie
Żeś przez krzyż i mękę swoją świat odkupić raczył.

Z Matką żył kiedyś pod jednym dachem. Czy pod tym dachem nie było cierpienia i słabości? Gdyby nie było, ich mieszkanie w Nazarecie nie byłoby prawdziwym domem. A w tej szopie, czy też grocie w Betlejem, albo w Egipcie dokąd trzeba było emigrować, nie było cierpienia? A Józef, mąż sprawiedliwy, czyż nie musiał mocować się ze słabością? Czy nie cierpiał rozmyślając o fiat swojej małżonki i Jego poczęciu?

Matka i Syn, spotykając się w tej krańcowo trudnej sytuacji, nic nie mogli w tej chwili dla siebie wzajemnie zrobić, choć z pewnością każde z Nich chciało. Każde z Nich, po swojemu, na miarę swego zrozumienia i możliwości, zdawało sobie sprawę, że dzieje się coś niewyobrażalnego, coś przekraczającego wszystko, co do tej pory Ona przechowywała w swoim sercu. Oto dach ich wspólnego domu nieskończenie się poszerza. Staje się dachem dla wszystkich ludzi. Zostanie to wyartykułowane chwilę później – pod krzyżem w obecności Jana.

Czy, gdyby tam, w Getsemani, Jezus podjął decyzję na nie, mógłby teraz spojrzeć w oczy Matce? Po jej fiat sprzed lat 33?

Może to spotkanie, o którym ewangeliści nie wspominają, ale wielowiekowa pobożność intuicyjnie je dopisała do Drogi Krzyżowej, dodało Mu sił?

Cierpienie i słabość Matki i Syna…

Cierpienie i słabość przeradzające się w moc zbawczą.

 
Synu Boga i Niewiasty!
Miej miłosierdzie dla nas i całego świata.
 
 Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami.

 

+
Stacja V – Szymon Cyrenejczyk pomaga nieść krzyż
 Kłaniamy Ci się Panie Jezu Chryste i błogosławimy Ciebie
Żeś przez krzyż i mękę swoją świat odkupić raczył.

Przymuszenie Szymona do niesienia krzyża. Narzucenie siłą przyjścia z pomocą drugiemu. Wybór przymuszających padł na pierwszego z brzegu, na przypadkowego człowieka niemającego prawdopodobnie pojęcia co się dzieje. Wracał z pola do domu i przytrafiło mu się.

Można zapytać, gdzie byli apostołowie, gdzie inni uczniowie, gdzie wiwatujący na cześć Jezusa sprzed kilku dni, gdzie uzdrowieni, nakarmieni? Gdzie byli? Nietrudno się domyślić. Wtopili się w wielki tłum, który szedł za Nim (Łk 23,27). O czym myśleli? Jak się czuli?

Czy nie do nich należało wsparcie? Czy nie oni byli zobowiązani do pomocy? Dlaczego się pochowali? Przeważał strach, czy też tylko słabość?

Mamy dużo do zawdzięczenia Szymonowi z Cyreny. Kto wie, jak potoczyłyby się dalej sprawy, gdyby nie on i jego wymuszona funkcja pomocnika. Może Jezus nie doszedłby na szczyt Golgoty i skonał na drodze? Nie byłoby dialogu z Janem i Matką, nie zostałby uratowany jeden z łotrów, nie byłoby tych dramatycznych ostatnich słów z krzyża, i przebijanego boku, i kwi i wody, i miłosierdzia dla nas…

To można sobie wyobrazić. Tak mogłoby być, gdyby decyzja w Ogrojcu nie była na tak, a zaledwie na tak modne dzisiaj tak, ale…

Miłość jednak nie stawia warunków, a decyzja, paradoksalnie jednocześnie wolna i przymuszająca, rodzić się może w pocie czoła, pocie gęstym jak krew.

Chrystusie opuszczony przez bliskich i wsparty przez przypadkowego bliźniego!
Miej miłosierdzie dla nas i całego świata.
 
 Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami.

 

+
Stacja VI – Weronika
Kłaniamy Ci się Panie Jezu Chryste i błogosławimy Ciebie
Żeś przez krzyż i mękę swoją świat odkupić raczył.

W Getsemani nie było Weroniki. W Getsemani nie było nikogo, kto podałby chustę do otarcia twarzy. Krople gęstego jak krew potu spadały na ziemię, a raczej może na Ziemię, planetę ludzi. Czy krople potu Boga, decydującego się na kolejne danie szansy człowiekowi, zmarnowały się? Czy człowiek, obdarzony przecież wolnością, i tym razem nie skorzysta z tej szansy? Ta wizja, wizja kolejnego, lekceważącego odrzucenia podanej człowiekowi pomocnej dłoni w ścieraniu się z grzechem, z pewnością towarzyszyła Jezusowi w Getsemani i podczas pierwszych pięciu stacji Drogi Krzyżowej. Ta wizja musiała być powodem smutku z odrzucenia wielkiej ofiary i wątpliwości, czy może nie zbyt wielkiej ofiary…

Odruchowy, a może przemyślany czyn Weroniki był potrzebny na tej drodze. Miał moc przywrócenia wiary w dobro człowieka, przekonania o właściwym korzystaniu z danej człowiekowi wolności.

Chustę Weroniki można traktować jako symbol pośredniczenia między marnowanymi kroplami potu w osamotnieniu Ogrojca i krwią zmieszaną z wodą wypływającymi z przebitego boku Chrystusa na krzyżu.

Odważny i bezkompromisowy czyn miłosierdzia kobiety, którego wyrazem była chusta przyjmująca krew i pot z umęczonej twarzy Syna Bożego, zapowiadał symbolicznie zdrój miłosierdzia dla nas dostępny w Kościele, naszym domu; ale nie bez cierpienia i słabości.

Cierpiący Jezusie, uwolniony przez Szymona od ciężaru belki i pocieszony przywracającym wiarę w dobro człowieka współczuciem Weroniki
Miej miłosierdzie dla nas i całego świata.
 

Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami.

 

+
Stacja VII – drugi upadek
 Kłaniamy Ci się Panie Jezu Chryste i błogosławimy Ciebie
Żeś przez krzyż i mękę swoją świat odkupić raczył.

Drugi wielki upadek ludzi Kościoła miał miejsce ok. pięćset lat po pierwszym. Reformacja. W 1517 roku gorliwy mnich z zakonu augustianów, Marcin Luter, zgorszony nadużyciami ludzi Kościoła Rzymskiego podejmuje próbę ulżenia cierpiącemu w Kościele Chrystusowi. Nie dogadano się. Pycha ludzi Kościoła stojących po obu stronach sporu, umiejętnie wygrywana przez szatana, bierze znów górę nad błaganiami Jezusa z Ostatniej Wieczerzy: bądźcie jedno!

Gorzkim paradoksem tego upadku jest zawołanie Marcina Lutra będące podstawą jego doktryny chrześcijańskiej: solus Christus – jedynie Chrystus. To jest oczywiste! Tak samo jest oczywiste, że ten Chrystus prosi Ojca o to, byśmy byli jedno. I ta prośba jest tak samo ważna jak to, że jedynie On. Bo tylko po tej doskonałej jedności świat może poznać i uznać autentyczność posłannictwa Jezusa.

Solus Christus… Jedynie Chrystus…

Nie można nie dopowiedzieć: jedynym cierpiącym z powodu tego rozłamu jest Chrystus. My, ludzie Kościoła, jakoś sobie dajemy radę. Organizujemy sobie tygodnie jedności chrześcijan, spotykamy się na sympozjach, prowadzimy dialog.

A On cierpi. I czeka.

Jezusie modlący się o naszą jedność! Jezusie leżący drugi raz pod krzyżem! Jezusie czekający na naszą jedność!

 Miej miłosierdzie dla nas i całego świata.

Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami.

 

+
Stacja VIII – spotkanie z płaczącymi kobietami
 Kłaniamy Ci się Panie Jezu Chryste i błogosławimy Ciebie
Żeś przez krzyż i mękę swoją świat odkupić raczył.

A szedł za Nim wielki tłum, w tym także kobiety, które lamentowały i płakały nad Nim. Jezus zwrócił się do nich i powiedział: „Córki Jeruzalem, nie płaczcie nade Mną! Płaczcie raczej nad sobą i nad waszymi dziećmi! Nadchodzą bowiem dni, kiedy będą mówić: »Szczęśliwe niepłodne i łona, które nie rodziły, i piersi, które nie karmiły«. Wtedy zaczną wołać do gór: Padnijcie na nas! A do pagórków: Przykryjcie nas! Bo jeśli tak czynią z drzewem zielonym, to co stanie się z uschniętym? (Łk. 23, 27-31).

Słowa skierowane do kobiet są tajemnicze:

Góry padnijcie na nas! Pagórki przykryjcie nas!

Pochodzą one z proroctwa Ozeasza i dotyczą kultu bożków, który szerzył się w Izraelu siedem wieków przed narodzeniem Chrystusa. Sytuacja ówczesna była jednak podobna do dzisiejszej. Im lepiej działo się w kraju, im lepiej się ludziom powodziło, tym liczniejsze budowali ołtarze i stele dla praktykowania kultu bożków; tym bardziej oddalali się od Boga. Prorok napomina, że przyjdzie zapłacić za niewierność. Gdy czas zapłaty nastanie, to lepiej byłoby, gdyby pagórki nas przykryły, a góry na nas padły. Będzie to jednak próżne wołanie. Tych, którzy Boga zastąpili bożkami spotka los uschniętego drzewa.

Twarde słowa wplecione między drugi i trzeci upadek pod krzyżem. Cierpiący i opłakiwany Jezus nie użala się nad sobą. Ostrzega.

Ostrzega przed słabością, zwłaszcza zawinioną, która prowadzi prosto do cierpienia.

Jezusie znający ostateczną przyszłość człowieka i ostrzegający

 
Miej miłosierdzie dla nas i całego świata.
 
Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami.

 

+
Stacja IX – trzeci upadek
Kłaniamy Ci się Panie Jezu Chryste i błogosławimy Ciebie
Żeś przez krzyż i mękę swoją świat odkupić raczył.

Trzeci wielki upadek ludzi Kościoła. Minęło kolejnych pięćset lat (od Reformacji). Nasze czasy. Europa wyrzeka się chrześcijańskich korzeni. Nie chce się przyznać do upadającego za nas pod krzyżem Chrystusa. Wielkie udawanie, że Boga nie ma, a chrześcijaństwo jest zniewoleniem. Wielkie udawanie i wielka agresja pod adresem chrześcijan, a zwłaszcza katolików. Każda okazja jest dobra. Feministki, lewicowcy, liberałowie, masoni, zawiedzeni księża, których sutanna, czy habit – niedostatecznie pokochane – zaczęły uwierać…

Oczywistą rzeczą jest, że w Kościele są ludzie grzeszni. Księżom też zdarzają sie nie tylko wpadki, ale i ciężkie grzechy. Kościół, wielokrotnie to uznawał i za to przepraszał. Choćby ustami i przejmującą adoracją krzyża Jana Pawła II.

Obecnie nie zanosi się wprawdzie na jakąś kolejną schizmę, ale cierpienie pod dachem domu – Kościoła narasta. Cierpienie wydrwionego papieża, cierpienie lekceważonych i posądzanych o najgorsze duchownych, cierpienie świeckich członków Kościoła. A wszystkie te cierpienia skupiają się na Chrystusie. Wymuszają wspomnienie tego fragmentu Drogi tuż przed Golgotą, kiedy leżał pod ciężarem krzyża po raz trzeci i być może dziwił się sam sobie, że jeszcze żyje.

Ten upadek dotyczy również nas – szeregowych wierzących. Jak bronimy dobrego imienia Jezusa? Jak bronimy dobre imię Kościoła? Czy nie pozwalamy sobie, patrząc na upadek Jezusa, na przygnębienie i słabość, a może i obojętność, zamiast bronić Kościoła?

 
Jezusie oczekujący od nas męstwa w obronie Kościoła
 
Miej miłosierdzie dla nas i całego świata.
 

Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami.

 

+

Stacja X – obnażenie z szat
Kłaniamy Ci się Panie Jezu Chryste i błogosławimy Ciebie
Żeś przez krzyż i mękę swoją świat odkupić raczył.

Niedawno podczas niedzielnej Eucharystii rozważaliśmy słowa z Ewangelii św. Jana opisujące oczyszczenie świątyni: Zburzcie tę świątynię, a ja w ciągu trzech dni ją wzniosę (J 2,19). Wywołało to wśród zgromadzonych zrozumiałe oburzenie, bo przebudowa świątyni realizowana przez Heroda trwała już 46 lat, a do końca pozostało jeszcze 37! On jednak  mówił o świątyni swego ciała (J 2,21).

Ciało jest świątynią, a więc miejscem dla Boga, miejscem oddanym Bogu do dyspozycji. Do ciała należy zatem odnosić się ze czcią.

Ciało Jezusa, poddane wcześniej całej serii wyrafinowanych tortur, zostało po dojściu na Golgotę obnażone. A było to ciało szczególne. Prapoczątkiem tego ciała było Słowo, które było u Boga i Bogiem było Słowo (J 1,1). Ostatecznym zaś przeznaczeniem tego ciała nie był grób, lecz przejście w mistyczną formę, czyli Kościół.

I to ciało zostało obnażone. Dokonany został kolejny zamach na godność osobistą człowieka i kolejny akt barbarzyństwa na świątyni Boga.

Pytają nas współcześni handlarze ciałem swoim i cudzym, co ma Kościół do ciała? Wszak są wolnymi ludźmi i swoim ciałem (lub kupionym od kogoś wolnego) mogą dowolnie rozporządzać. Udają że nie wiedzą, iż Kościół musi mieć i ma określony stosunek do ciała, bo Chrystus miał ciało i wydał je na nasze odkupienie (również ciał).

 

Jezusie obnażony, cierpiący w swoim Kościele osadzonym w świecie rozbudowanego monstrualnie seksizmu i pornografii

 Miej miłosierdzie dla nas i całego świata.

  Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami.

 

+
Stacja XI – przybicie do krzyża
 Kłaniamy Ci się Panie Jezu Chryste i błogosławimy Ciebie
Żeś przez krzyż i mękę swoją świat odkupić raczył.

Mówi się: mieć związane ręce. W sytuacji Jezusa nie były związane, były przybijane.

Przybicie do krzyża miało nie tylko wymiar bólu fizycznego i cierpienia. To było również unieruchomienie, próba obezwładnienia, skazania na bezradność. I były również szyderstwa: Zejdź z krzyża jeśli jesteś Synem Bożym! (Mt 27,40). Innych wybawiał, a sam siebie nie może wybawić! (Mt 27,42). Niech teraz zejdzie z krzyża, abyśmy zobaczyli i uwierzyli (Mk 15,32). Czwarte szatańskie kuszenie Jezusa.

Był Synem Bożym, mógł zejść z krzyża, mógł się sam wybawić. I tak pewnie by zrobił, gdyby w Getsemani nie podjął decyzji na tak.

Tylko co wtedy byłoby z nami?

Na szczęście Jezus nie zszedł z krzyża. Zresztą i tak by Mu nie uwierzyli. Pozostał na krzyżu do końca swojego ziemskiego życia, a w Kościele do końca czasów. I choć minęło dwa tysiące lat, sytuacja z Drogi Krzyżowej powtarza się w stosunku do Kościoła: fałszywie oskarżyć, odebrać samodzielność, odebrać godność, ograniczyć pole działania, związać ręce, a najlepiej przybić. Im więcej bólu i szyderstwa, tym lepiej.

Tyle tylko, że krytycy i pouczający Kościół, co ma robić, zapomnieli o tym, co najistotniejsze: związanie Kościoła z krzyżem jest tym, co Kościół ma najcenniejszego – jego źródłem i mocą. Jeżeli ta wrogość wynika z niewiedzy, to mają jeszcze szansę. Jezus przybity do krzyża zdołał jeszcze zadbać o tych, którzy nie wiedza, co czynią (Łk 23,34). Ale jeśli znają te słowa i licząc na nie robią, co robią, to nawet Jezus jest bezradny…

Boże obezwładniany w Kościele
Miej miłosierdzie dla nas i całego świata.
 

Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami.

 

 

+
Stacja XII – śmierć na krzyżu
 Kłaniamy Ci się Panie Jezu Chryste i błogosławimy Ciebie
Żeś przez krzyż i mękę swoją świat odkupić raczył.
 

W obliczu śmierci Syna Bożego powróćmy do wyznania ks. Włodzimierza Sedlaka:

„Wybacz. Przy tak wielkich sprawach nie dziękuje się. W milczeniu rozważa się z pełnym zachwytem”.

U niejednego z nas może to budzić opór: zachwyt w obliczu śmierci? Paradoks. Paradoks tego samego rodzaju jak zestawienie śmierci i Boga: poddał się śmierci, by zwyciężyć śmierć.

Ale taka chyba jest prawidłowość. Wchodząc coraz głębiej w cierpienie osobiste i te pod dachem Kościoła, kontemplując Mękę Jezusa, rozmyślając nad tym, co się w godzinie agonii działo z Nim i w Nim, nie można zmartwieć z bólu, nie można pogrążyć się w cierpieniu i w jego mrokach pozostać. Tak byłoby, gdyby Jezus w Getsemani podjął decyzję na nie. Ale tamte gęste jak krew krople potu odwróciły sytuację. Dały możliwość dostrzegania w największym cierpieniu sensu, a ten przywrócony sens nie może kończyć się inaczej jak tylko początkiem zachwytu. Doświadczają tego mistycy. Zaświadczenia o tym wystawiają z całą mocą św. Faustyna, św. Ojciec Pio, bł. Jan Paweł II.

Uwierzmy im, a za ich przykładem zawierzmy Bogu. Zawierzmy Ojcu Przedwiecznemu, który pozwala ofiarować Ciało i krew, duszę i bóstwo swojego Jednorodzonego Syna, swojego Umiłowanego Syna, na przebłaganie za grzechy nasze i całego świata. 

Dla Jego bolesnej śmierci na krzyżu, wbitym w wierzchołek Golgoty dwa tysiące lat temu

 
Miej miłosierdzie dla nas i całego świata.
 

Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami.

 

+
Stacja XIII – zdjęcie z krzyża
Kłaniamy Ci się Panie Jezu Chryste i błogosławimy Ciebie
Żeś przez krzyż i mękę swoją świat odkupić raczył.

To, co się dzieje po śmierci człowieka, z perspektywy ziemskiej nie dotyczy już jego. To dotyczy tych, którzy pozostali z dojmującym doznaniem braku, pustki i żalu, stojącym na przeszkodzie do pogodzenia się ze stratą i powrotu do bieżącego życia. Bo życie przecież toczy się dalej. Toczy się swoimi torami wtłaczającymi nas znów w kierat czasu i jego ustawicznego braku.

Ciało Jezusa zdjęto z krzyża. Z pietyzmem zatroszczono się (na tyle, na ile pozwalała sytuacja), by nie zrobić nic przeciw godności tego ciała, jakby chcąc zrekompensować te wszystkie upokorzenia i rany zadane podczas drogi z Getsemani na Golgotę.

Ciało Jezusa zdjęto z krzyża, ale nie do końca:

·      Jego Ciało zostawiło niezatarty ślad na tamtym krzyżu i na każdym innym (nawet na tym bluźnierczym z puszek piwa na Krakowskim Przedmieściu); nie da się odłączyć Jezusa od krzyża,

·      krzyż zostawił niezatarty ślad na ciele Jezusa, a więc i Kościoła; nie da się odłączyć krzyża od Kościoła.

Pozostaje jedno – zgodzić się na zamieszkanie pod jednym dachem z cierpieniem i słabością. Żyć z świadomością, że cierpienie i słabość mogą stać się naszym udziałem, że mogą stać się udziałem Kościoła. Więc może, choć zabrzmi to zaskakująco i wielu się obruszy, może tak często powtarzane przy wielu okazjach życzenia zdrowia i sił nie są do końca przemyślane?

Cierpienie w Kościele pojawia się za sprawą ludzi Kościoła, słabych i grzesznych. I, żeby Kościół zaakceptować takim jaki jest, żeby uczynić go swoim domem, trzeba go pokochać; ni mniej, ni więcej. Ci, którzy to potrafią i realizują, wchodzą w role tych, którzy z pietyzmem zdejmowali ciało Jezusa z krzyża.

 

Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami.

 

+
Stacja XIV – złożenie do grobu
Kłaniamy Ci się Panie Jezu Chryste i błogosławimy Ciebie
Żeś przez krzyż i mekę swoją świat odkupić raczył.

Droga Krzyżowa zaczęła się w jednym ogrodzie (Getsemani) i zakończyła w innym. Ziemia pierwszego ogrodu została użyźniona potem jak krople krwi Jezusa zmagającego się z sobą dłuższy czas w modlitwie. W skale drugiego ogrodu wykuty był grób, w którym złożono Jego ciało. Nie była to własność Jezusa – był za biedny na taki grobowiec. Odstąpił go w akcie wielkoduszności (a może tylko
z braku innego i braku czasu przed szabatem?) Józef z Arymatei. Potem Zatoczył przed wejściem do grobowca wielki kamień i odszedł. (Mt 27,60).

Naturalna reakcja – odszedł. Co miał innego zrobić? Może cierpiał, bo skrycie był uczniem Jezusa, ale skończyło się. Szkoda, że tak krwawo i tak prozaicznie – w grobie. Dobrze chociaż, że grób jest solidny, a kamień wielki. Pamięć o Nauczycielu przetrwa jakiś czas.

Józef odszedł nie zauważywszy, że dwie kobiety pozostały tam i siedziały naprzeciw grobu (Mt 27,61).

Wszystko zaczęło wracać do normy.

Warto zwrócić uwagę, jak różne mogą być normy. Dla Józefa z Arymatei normą był konkretny czyn, nazwijmy go darem dla Jezusa, i odejście. Dla kobiet (były to Maria Magdalena i druga Maria) – pozostanie na miejscu i siedzenie naprzeciw grobu.

No cóż, posiedziały i ostatecznie też poszły, bo w końcu miejsce było dziwne, zapadał zmrok, szabatowa wieczerza czekała.

Czym różnią się te dwie normy (postawy)? Nie wartościując, dostrzegamy jedną różnicę: poświęcony czas.

W obliczu grobu Chrystusa, w Kościele Chrystusa ważny jest czas. Swój czas dany od siebie. Komu? Chrystusowi, czyli bliźnim, a pośrednio i sobie.

 
Amen.
 
« Powrót na stronę główną